wtorek, 16 grudnia 2014

Doha, Katar

Doha była po drodze. Stop był tak czy siak, więc nie było innej opcji, jak wyjść na miasto. Mimo, że trzeba było kupić wizę. Ale co tam.


Właściwie poza nocnymi widokami nie widzieliśmy nic specjalnego (poza tym, że super zobaczyć inny świat), ale to właśnie dla tych widoków uparłam się, żeby jednak do miasta wyjść. A były piękne!



Zrobiliśmy sobie spacer wzdłóż ywbrzeża. I mimo, że było po północy, niektórzy, korzystając z braku upału (choć dla mnie było cudownie ciepło), uprawiali jogging lub łowili ryby, mimo zakazu ;) Zakaz dotyczył wędkowania, nie joggingu ;) Na nabrzeżu można było nawet spotkać całe rodziny z dziećmi.
A na budowie praca szła pełną parą, bo miasto nie jest jeszcze 'skończone'. I przez to w niektórych miejscach pełne jest kurzu, a nawet zapachu gazu. Nie żeby nam to w zwiedzaniu przeszkadzało ;)



Z dojazdem do miasta nie ma problemu, na lotnisku taxi samo was znajdzie. Gdy szliśmy z powrotem, główną ulicą, też co chwilę taksówki jeźddziły.


poniedziałek, 15 grudnia 2014

Festiwal Rzeźby Lodowej 2014

To już po raz dziewiąty. Jak ten czas leci...


Poznaniacy (i nie tylko!) tłumnie przyszli oglądać lodowe rzeźby. Najlepiej byłoby chyba przyjść koło północy, bo pod wieczór nie dało się w spokoju oglądać ;) No ale ciepło dość było, więc już pod wieczór z rzeźb kapało. Szkoda.


Nie mogę nigdzie znaleźć nazw, są podani tylko autorzy.






Podświetlone były jak zwykle pięknie, na kolorowo :)


poniedziałek, 1 grudnia 2014

fajerwerki nad Mekongiem

Będąc w stolicy Kambodży – Phnom Penh – mieliśmy okazję zobaczyć, jak wygląda kambodżańskie świętowanie. Obchodzone były dwa święta: dziesiąta rocznica koronacji obecnego króla i dwa dni później urodziny byłego króla. Z tej okazji nad Mekongiem sztuczne ognie zakwitały przez trzy wieczory z rzędu :)


Nie były to tak dynamiczne pokazy, do jakich my jesteśmy przyzwyczajeni, ale za to były dłuższe :)


I tak się jakoś składało, że większość była czerwonych.


Wyglądały przepięknie!


Dobranoc :)

czwartek, 27 listopada 2014

Angkor Wat, Kambodża

Marzeniem wielu jest je zobaczyć… starożytne miasto Angkor Wat. Też o tym marzyłam, właściwie chyba odkąd zobaczyłam po raz pierwszy stamtąd zdjęcia. Ach, jak bardzo się cieszę, że udało mi się to urzeczywistnić!!!
Świątyń w Angkor Wat jest wiele, nie do wszystkich udało mi się dotrzeć. Pokażę Wam tu te moim zdaniem naj. I wcale nie będzie to Angkor Wat, która też jest ładna, owszem, ale zbyt przepełniona tłumem jak dla mnie.


Na początek Preah Khan, była ostatnią, którą odwiedziliśmy, ale dla mnie numer jeden!
Oto brama:


My w każdej chwili możemy obejrzeć ją na zdjęciach, ale potrafię sobie wyobrazić, jak czuli się ludzie dawniej ją przekraczający… A to tylko jedna z wielu bram. Szkoda, że korowód postaci po bokach został rozkradziony lub zniszczony.
A tu już zakamarki samej świątyni.






Oczywiście zdjęcia nie oddają w pełni rzeczywistości ;)

sobota, 22 listopada 2014

Koh Rong Samloem, Kambodża

W trakcie podróży też czasem trzeba naładować akumulatory :)


Wyspa mnie urzekła… spokojem, brakiem tłumów, a właściwie prawie brakiem turystów, kolorami, krajobrazami. W takim miejscu można się zresetować, zapomnieć o całym świecie.


Zwłaszcza, jeśli nocą pilnuje was kolega Felek ;)


Dziś zdaje mi się pięknym snem… ale wiem, że tam byłam i wiem, że prędzej czy później znajdę kolejne tak samo piękne miejsce (choć na pewno nie takie samo). I ta świadomość rozgrzewa mnie w długie zimowe wieczory…

wtorek, 9 września 2014

Monachium

Teraz już będzie w miarę chronologicznie. Pierwsze miejsce, które odwiedziłam podczas wakacji to Monachium. Od Bałkanów daleko, ale stamtąd właśnie wyruszaliśmy. Czasu nie wystarczyło (oczywiście!) na odwiedzenie wszystkich miejsc, które odwiedzić chciałam, część nie wyszła też ze względu na złośliwość losu – bardzo bardzo chciałam zobaczyć Isettę, okazało się, że akurat była w remoncie!
No ale widoki choć trochę mi ten brak zrekompensowały. Punktów widokowych w mieście nie brakuje, najwyższym z nich jest Olympic Tower. Warto było wjechać windą na górę, choć pogoda akurat była bardzo kapryśna.


 W samym centrum dla każdego coś miłego – można wjechać windą na wieżę Nowego Ratusza:


lub wdrapać się po ekstremalnie wąziutkich miejscami schodkach na wieżę kościoła Alter Peter – stamtąd z kolei można podziwiać Nowy Ratusz, choć dopchać się do widoku graniczy z cudem ;)


Ale Monachium to nie tylko widoki. Z wielu atrakcji, mając do dyspozycji tylko jeden dzień, trzeba wybrać. My akurat wybraliśmy odwiedzenie jednego z Domów Piwa – najbardziej chyba znany Hofbräuhaus. Atmosfera jest bardzo specyficzna, ponoć prawie jak na Octoberfest.


W pobliżu miejsca, gdzie odbywa się Octoberfest (który generuje sporą część rocznego dochodu miasta) jest piękna zielona dzielnica ze starymi ale zadbanymi willami.


I jest też Englischer Garten, w którym niewątpliwą atrakcją są… surferzy – ćwiczą oni swoje umiejętności na małej rzeczce, która wypływając spod mostku mocno się piętrzy. Surfing w środku miasta, kto by pomyślał? ;)


Są tam nawet gdy pada deszcz i nie jest zbyt ciepło.
Cóż, mam nadzieję odwiedzić kiedyś jeszcze Monachium i okolice, bo przecież cała Bawaria jest piękna!

piątek, 6 czerwca 2014

a po drodze...

… to oczywiście nie mogłam nie zatrzymywać się po drodze ;) Tym razem było całkowicie spontanicznie, bo i czasu na zwiedzanie niezbyt wiele, więc tylko to, co wpadło mi w oko. O dwóch miejscach tylko wiedziałam wcześniej: o Miłosławiu i Ciążeniu. Reszta – spontan :)
A więc oto Kołaczkowo


Rataje


Ciążeń


Mikuszewo


Miłosław


Winna Góra


Brzezie


Były też dwa miejsca, z których nie ma fotek. W jednym ewidentnie była jakaś posiadłość, zostały jakieś chyba magazyny i były folwark, ale po pałacu czy dworze ani śladu. W drugim miejscu pałac jest własnością prywatną i schowany jest całkowicie wśród parkowych drzew. Szkoda, może zimą coś dałoby się dojrzeć. Miejsce to Chudzice.

czwartek, 5 czerwca 2014

festiwal w Lądzie

W Lądzie byłam już kiedyś, pamiętałam, że było to dawno, ale że aż osiem lat temu? Wtedy był drugi, teraz dziesiąty Festiwal Kultury Słowiańskiej i Cysterskiej.



Tłum zdecydowanie większy niż wtedy, mniej spokojnie, więcej straganów, choć miejsce jest naprawdę piękne i warte odwiedzenia.


Z wydarzeń, hmm, najbardziej zainteresowały mnie walki wojów. Było na co popatrzeć.






W klasztorze też się działo, można było zwiedzić go z przewodnikiem. Szkoda tylko, że nie było pana witrażysty i pana, który rysował gotyckie litery. Tych najlepiej zapamiętałam, bo najfajniejsze mieli wtedy fotki ;)


Klasztor jest przepiękny, to prawdziwa perełka. Żal mi tylko, że znów nie udało mi się posłuchać organów, no ale jakoś nie miałam już siły czekać do mszy.




Odkurzyłam kita ;)