Pomysł odwiedzenia któregoś z zachodnich miast przed świętami zrodził mi
się już kilka lat temu. Jarmarki w Italii bardzo mnie rozczarowały
(wyjątkiem były smakołyki), ale wiele dobrego czytałam o tych na zachód
od nas.
Wcześniej jakoś nic z tego nie wychodziło, a to nie było czasu, a to ochoty, a to ledwie co wróciłam z jakiejś innej podróży…
Aż w końcu w tym roku stwierdziłam, że wreszcie trzeba ten pomysł zrealizować! :)
Wybór padł na Berlin, jako że jest bliziutko, w sam raz na weekendowy wypad :)
Wrażeń przywiozłam sporo, zarówno tych pozytywnych, jak i negatywnych. Pozytywne widać na fotkach, wygląda to wszystko po prostu przepięknie!!!
Gdy ma się więcej funduszy, to można popróbować przeróżnych pyszności,
od grzanego wina poczynając, przez tradycyjną currywurst (miałam
wrażenie, że to nic innego, jak cieńka biała kiełbaska upieczona na
grillu, po prostu, podana z bułką), po sery, wędliny i słodycze.
Pachniało to wszystko przepysznie, może jeszcze kiedyś, gdy nastaną
lepsze czasy, uda mi się taki wypad powtórzyć :)
Generalnie na weihnachtsmärkte spotkać można zatrzęsienie turystów, ale nie tylko.
Tłumnie odwiedzają je też sami Niemcy (od najmłodszych do najstarszych),
którzy przychodzą tu, żeby coś przekąsić, a przede wszystkim spotkać
się ze znajomymi i pogadać przy glühwein, czyli grzańcu.
Grzaniec jest naprawdę pyszny, cudnie rozgrzewa. A oprócz tego podawany
jest na większości straganów w specjalnie na tą okazję pomalowanych
kubeczkach. Za kubeczek płaci się kaucję i jeśli chcesz go zwrócić, to
kaucja jest zwracana, a jeśli chcesz zabrać go na pamiątkę to proszę
bardzo. Pomysł naprawdę świetny, bo to bardzo ładna pamiątka.
Teraz negatywy… Choć nie chce mi się o nich pisać, to jednak to zrobię, bo niestety były.
Pierwsza rzecz, to niesamowite tłumy. To jeszcze można by przeboleć, no
bo przecież taki już urok tych jarmarków. Ale zachowanie Niemców bardzo
mnie zdziwiło! Nie raz i nawet nie pięć zdarzyło się, że zostałam
popchnięta, staranowana prawie i nie usłyszałam przepraszam. Mało tego,
gdy Niemcy przechodzili, nawet im do głowy nie przyszło, żeby obrócić
się bokiem, żeby też osobie z naprzeciwka łatwiej było przejść… szli po
prostu jak tarany… Na moje entschuldige, czyli przepraszam gdy chciałam
przejść, nie zwracali w ogóle uwagi.
Hmm, za pierwszym razem po prostu mnie to zdziwiło, myślałam, że może to
ja wlazłam komuś pod nogi, choć zostałam na tyle mocno popchnięta, że
każdy normalny człowiek powiedziałby przepraszam. Niestety sytuacja
powtórzyła się wiele razy…
I to spowodowało bardzo negatywne wrażenia i przez to moje wspomnienia z
berlińskich jarmarków nie są tak piękne, jak mogłyby być…
Kolejna rzecz, to śmieci. Wieczorami, szczególnie w okolicy
Alexanderplatz pod nogami walały się tony śmieci. I to nie tylko papiery
po jedzeniu, ale też porozbijane butelki. No, może nie aż tak, jak na
naszym rynku po meczach euro, ale było tego naprawdę sporo. Co też nie
zrobiło na mnie dobrego wrażenia.
I dlatego nie jestem pewna, czy chcę jeszcze w przyszłości berlińskie
weihnachtsmärkte odwiedzić. Może dam jeszcze szansę któremuś z bardziej
zachodnich miast...